W Polsce Diego Rivera jest znany głównie
jako mąż meksykańskiej malarki Fridy Kahlo. „Słoń i gołębica” – mówiono na salonach o parze artystów.
Tymczasem to ona żyła w cieniu sławnego muralisty, którego dzieła można
podziwiać zarówno w Pałacu Narodowym w mieście Meksyk, jak i w Muzeum Sztuki w
Detroit. Elena Poniatowska, meksykańska dziennikarka polskiego pochodzenia, na
spotkanie z nim pojechała z mamą, bo cieszył się opinią kobieciarza. Jak
przyznała, miał w sobie tyle uroku, że dziennikarze lgnęli do niego jak
pszczoły do miodu. Zarazem był impulsywny. „Dziadek nie znosił krytyki i
dlatego zerwał przyjaźń z Pablem Picassem” – wspomina Juan Pablo Gómez Morín
Rivera, jego wnuk.
Honorata Zapaśnik: Czy
jako dziecko zdawał pan sobie sprawę z tego, że Diego Rivera jest znanym
muralistą?
Juan Pablo Gómez Morín Rivera: Nie wiedziałem, że był aż tak sławny. Dopiero gdy dorosłem, lepiej poznałem osiągnięcia swojego dziadka. Dzisiaj jest on jednym z najsławniejszych Meksykanów. Wielu ludzi przyjeżdża do Meksyku, aby poznać jego twórczość. A jeśli połączymy to z faktem, że był mężem Fridy Kahlo…
Frida Kahlo, meksykańska
malarka, była trzecią żoną pana dziadka. Pamięta ją pan?
Niezbyt dobrze. Widziałem ją kilka razy w
Niebieskim Domu w Coyoacán, gdzie razem mieszkali, ale była już chora i
poruszała się na wózku inwalidzkim. Byłem u nich w domu w dniu, w którym
umarła, dziadek był wtedy bardzo przygnębiony. Potem zabrano trumnę z jej
ciałem do Pałacu Sztuk Pięknych, aby w ten sposób oddać jej hołd.
Dziadkowi trudno było się pogodzić z
odejściem Fridy. Jeszcze przez jakiś czas mieszkał tam, a potem przeprowadził
się do San Ángel i przekazał dawny dom miastu, żeby mogło utworzyć w nim
muzeum. Teraz jest tam Dom Muzeum Fridy Kahlo i Diega Rivery.
To miejsce zostało
również przedstawione w filmie Frida z Salmą Hayek w roli tytułowej.
Tak, on zamieszkał w czerwonym domu, a ja
z mamą w niebieskim. Oba są ze sobą połączone mostem. Nasz należał wcześniej do
Fridy, ale moja mama go od niej odkupiła w latach 50. Tutaj Diego spędził
ostatnie półtora roku swojego życia. Nie widywałem go codziennie, bo był bardzo
zajęty.
Czym był zajęty?
Spędzał czas w swojej pracowni. Nie oglądał telewizji, mało słuchał radia, zawsze malował: 10–13 godzin dziennie. Rzadko odpoczywał. Raz pojechaliśmy z nim do Acapulco, a dziadek tak jak zawsze miał w ręku notatnik, w którym narysował plażę, morze, rybaków i zachód słońca. W ten sposób powstało kilka akwareli. Pracował nawet wtedy, kiedy był bardzo chory. Dopiero parę dni przed śmiercią odłożył pędzel. Było to niedługo po tym, jak odwiedził Polskę.
Ach tak?
W 1957 r., kiedy już wiedział, że choruje na raka, poleciał do Związku Radzieckiego ze swoją ostatnią żoną i agentką Emmą Hurtado. Został też zaproszony do Czechosłowacji i Polski. Do Warszawy zabrał swój mural Chwalebne zwycięstwo.
Na tym muralu widać Gwatemalczyków
zmasakrowanych w czasie wojny domowej. Zwycięstwo jego zdaniem odniósł
Eisenhower, prezydent Stanów Zjednoczonych, którego twarz pojawia się na
bombie. Diego chciał w ten sposób powiedzieć, że według niego był on tyranem,
bo zaatakował Amerykę Łacińską. Tylko przypomnę, że Eisenhower wsparł zorganizowanie
zamachu stanu w Gwatemali, który miał obalić wybranego w demokratycznych
wyborach prezydenta i pomóc w przejęciu władzy przez ludzi przychylnych Ameryce
i jej interesom gospodarczym. Ten mural wrócił potem do Rosji i zaginął.
Odnaleziono go w 2007 r. w Muzeum Sztuk Pięknych im. Puszkina w Moskwie.
Pana dziadek był
przeciwny polityce Stanów Zjednoczonych, ale jednocześnie przyjmował zlecenia
od Amerykanów.
Tak, pracował nad muralami w Stanach Zjednoczonych. Czy znasz mural, który znajduje się w Muzeum Sztuki w Detroit? Jest to seria 27 paneli, które namalował na początku lat 30. na zamówienie syna Henry’ego Forda. Przedstawiają one przemysł w Detroit. Miałem okazję je zobaczyć jakieś 17 lat temu.
Czytałam, że ta wystawa
przedstawiająca robotników przy pracy wzbudziła spore kontrowersje w Stanach.
Jednak nie takie jak mural, który Diego Rivera namalował w Rockefeller Center w
Nowym Jorku. Na jednym z wizerunków było widać podobiznę Lenina i Rockefeller
kazał go zniszczyć.
Za życia dziadka były dwa imperia – Stany
Zjednoczone i Związek Radziecki. Diego urodził się w 1886 r., a umarł w 1957, w
czasach świetności krajów socjalistycznych, i był przekonany do tego systemu.
Kilka miesięcy wcześniej Rosja wysłała w kosmos Sputnika, pierwszego sztucznego
satelitę Ziemi. Dziadek był bardzo dumny z tego osiągnięcia. Właśnie dzięki
niemu cała rodzina wiedziała, co się dzieje za żelazną kurtyną.
A dlaczego pana dziadek
był tak bardzo zainteresowany polityką?
Często powtarzał: „Sztuka bez polityki
jest idiotyczna”. Należy zrozumieć, że Diego zaczął tworzyć w czasach, kiedy w
Meksyku panował reżim. Prezydentem przez ponad 30 lat był dyktator Porfirio Diaz. W kraju panował spokój, ale
wielu ludzi było biednych i mieszkańcy chcieli lepszego życia. Dlatego w 1910
r. doszło do wybuchu rewolucji meksykańskiej. Mój dziadek zdążył zostać dostrzeżony i dwa lata przed
tymi wydarzeniami dostał stypendium na naukę malarstwa w Europie. Tam spędził
następnych kilkanaście lat. Najpierw był w Hiszpanii, a potem we Francji. W
Paryżu zapoznał się z ideami ruchu socjalistycznego. W tym czasie mieszkał tam
też Lenin i Diego nawet miał okazję go poznać na jednym ze spotkań. Później
bardzo zainteresował się rewolucją październikową w Rosji.
To był też czas, kiedy w
Paryżu tworzyło wielu świetnych malarzy…
Tak, dziadek podziwiał postimpresjonistę Paula Cézanne, a później poznał Picassa i odkrył kubizm. Jego przyjaciółmi byli też Amedeo Modigliani i Joaquín Sorolla. Wszyscy oni mieli wpływ na jego twórczość.
Niestety z Picassem się pokłócili. Na
jednej z wystaw Pablo zaatakował twórczość mojego dziadka i jego zdaniem zrobił
to z zazdrości. Nie spodobało mu się, że Diego namalował obraz kubistyczny,
ulegając wpływom latynoskim. Pablo powiedział mu, że jest za bardzo kolorowy.
Dziadek się bronił: „Maluję tak, jak mi się podoba”. Nie był tolerancyjny,
jeśli ktoś nie myślał tak jak on i go krytykował.
Jak wiesz, ja mam na drugie imię Pablo.
Moja mama mówiła, że kiedy się urodziłem, wybrała dla mnie imię po swoim
dziadku. Poza tym to imię jej się podobało. Diego pewnego dnia zapytał z
wyrzutem: „Dlaczego nazwałaś go Pablo? Żeby zrobić mi na złość?”.
Urocze.
Moja mama, podobnie jak dziadek, od dziecka miała bardzo silny charakter i cały czas buntowała się przeciwko Diegowi, bo próbował narzucić jej swoje zdanie.
Kto odkrył talent pana
dziadka?
Jego tata. On jako pierwszy podarował Diegowi ołówki i papier. Do tej pory zachował się portret mamy mojego dziadka, który ten narysował, gdy miał osiem lat. Całkiem dobry.
Kiedyś pojechaliśmy z Diegiem pociągiem do Guanajuato, gdzie się urodził. Oprowadził nas
po swoim dawnym domu, który wtedy był opuszczony. Dopiero później rząd go
odkupił i przerobił na muzeum. Dziadek opowiedział nam, że mieszkał tam z
rodzicami, jego brat bliźniak zmarł, a gdy mama zachorowała, był karmiony przez
mamkę – Indiankę.
Guanajuato jest pięknym
kolonialnym miastem. Co skłoniło rodzinę Diega do przeprowadzki?
Mój pradziadek był liberałem, masonem, nie
zgadzał się z ideami kościoła Katolickiego i nauczył mojego dziadka być
krytycznym wobec kleru. Jego tata miał z tego powodu sporo problemów i był
zmuszony do wyprowadzki z Guanajuato. W wieku 10 lat Diego dostał się do
Akademii św. Karola (Academia de San Carlos) w mieście Meksyk, gdzie zaczął się
uczyć malarstwa.
W którym momencie Diego
Rivera zaczął zdobywać sławę?
Kiedy mieszkał jeszcze w Europie, wysyłał swoje obrazy do Meksyku i tutaj zorganizował swoją wystawę. Potem wrócił do ojczyzny już jako znany w Europie malarz. José Vasconcelos, minister edukacji, uznał, że murale pomogą w wyedukowaniu społeczeństwa meksykańskiego. W tamtych czasach wielu ludzi nie umiało pisać ani czytać, a patrząc na malunki, mogli się z nich czegoś dowiedzieć o historii i kulturze Meksyku. Diego oraz inni artyści zaczęli pracować nad muralami w budynkach rządowych. Wtedy stał się jeszcze bardziej znany.
Często uwieczniał na
swoich obrazach rodzinę.
Jest jeden mural, Sen niedzielnego popołudnia w Alameda Central,
który znajduje się w muzeum na starym mieście. W jego centrum widać Fridę, a w
prawym rogu znajdują się dwie kobiety. Jedna z nich trzyma w rękach dziecko. To
ja z moją mamą.
Widział pan dziadka przy
pracy?
Dziadek denerwował się, kiedy z kuzynami
zaglądaliśmy do jego pracowni, bo wolał malować w samotności. Miał tam niektóre
z niedokończonych obrazów oraz zakupione figurki z kamienia i ceramikę.
Pamiętam, że jego ulubioną figurką był wojownik aztecki, któremu włożył do rąk
ozdobę – maleńką strzelbę. Nie wolno mi było go dotykać.
W Niebieskim Domu, w którym mieszkali z Fridą,
do tej pory można zobaczyć sporo figurek z okresu prekolumbijskiego.
Tak, po rewolucji meksykańskiej rząd
zaczął się interesować znaleziskami archeologicznymi, które w Meksyku można
liczyć w milionach. Meksykanie też nagle zauważyli, że jesteśmy częścią bardzo
starej kultury. Dziadek chciał ocalić pamięć po tym, co było, więc zaczął
kolekcjonować starocie.
W tym czasie był mężem mojej babci, Lupe Marin. Ona mi kiedyś powiedziała: „Nie
mieliśmy pieniędzy. I grosze, które Diego zarabiał jako malarz, wydawał nie na
kobiety i wino, ale na swoją kolekcję archeologiczną”. Pewnego dnia wrócił do
domu i powiedział: „Chcę jeść”. Moja babcia postawiła przed nim garnek, a w
środku była potłuczona figurka. „Tylko to mamy do jedzenia” – powiedziała.
W jaki sposób się poznali?
Dziadek poprosił, żeby moja babcia została jego modelką, bo była bardzo atrakcyjną kobietą. Wysoka, o jasnej cerze, z zielonymi oczami. Potem się pobrali i żyli razem przez jakiś czas. Właśnie dzięki niej odkrył meksykańską wieś i jej mieszkańców. W mieście Meksyk żyło się zupełnie inaczej niż na prowincji. Poza tym to nie był ten sam kraj co przed rewolucją. To, co zobaczył, całkowicie go pochłonęło. Na swoich freskach zaczął malować prostych mieszkańców Meksyku oraz upamiętniać historię kraju.
Kiedy dziadek wybierał się w jedną z
podróży do Związku Radzieckiego, babcia nie chciała z nim pojechać i w tym
momencie zaczęła się ich separacja. Można powiedzieć, że nawet kiedy już nie
byli razem, to nadal mieli dobry kontakt. Gdy Diego poślubił Fridę, zamieszkali
nad domem mojej babci, która też zdążyła ponownie wyjść za mąż. Frida była
dobrą koleżanką mojej babci i bardzo kochała córki jej i Diega. Moja mama nawet
przez pewien czas mieszkała z Fridą. Bardzo dobrze ją wspomina, lubiła się z
nią bawić.
A pana dziadek lubił się
bawić z panem i pana kuzynami?
Nie, on miał artystyczną duszę i za bardzo nie okazywał nam uczuć. Natomiast dorośli uwielbiali z nim rozmawiać. Dziadek był ekstrawertykiem, dużo i barwnie opowiadał. Jednocześnie był krytyczny, jeśli chodzi o sytuację społeczną i polityczną w kraju.
W jaki sposób wyobrażał
sobie przyszłość Meksyku?
Chciał, żeby kraj był bardziej rozwinięty w porównaniu z tym, jaki był wtedy i jest teraz. Uważał, że należy większą wagę przyłożyć do edukacji. Zawsze twierdził, że Meksykanie powinni być bardziej świadomi i wykształceni.
Diego Rivera był dumny z
bycia Meksykaninem?
Bardzo dumny. Mówił o tym oraz żył jak
Meksykanin, chociaż tak naprawdę jego rodzina pochodziła z Europy. Był biały,
właściwie nie miał w sobie indiańskiej krwi, bo pradziadek ze strony taty
uciekł z Hiszpanii na początku 1800 r.
Diego nie ukrywał swojej miłości do
Meksyku, 70. urodziny obchodził w Muzeum Anahuacalli, w którym zgromadził całą
swoją kolekcję archeologiczną złożoną z 50 tys. prekolumbijskich przedmiotów.
Tego dnia zorganizował tam popularną imprezę meksykańską z pulque i mariachi.
Razem z nim bawili się najwięksi meksykańscy artyści. Uwielbiał takie proste
imprezy.
Czasem w weekendy jeździliśmy z nim do
stanu Morelos, gdzie w jednej małej miejscowości miał typowy meksykański dom z
basenem. Jak na Meksykanina przystało, jadł tam pokrojone na kawałki chili z
cebulą. Bez żadnych dodatków. Ależ to było pikantne! Pamiętam, że cieszył się,
gdy zakładałem dżinsowe ubranie, chociaż w tamtych czasach ubierali się tak
tylko robotnicy. Sam najczęściej malował w marynarce, ale czasem też wkładał
dżinsy. Mogę więc powiedzieć, że był wizjonerem.
Juan Pablo Gómez Morín
Rivera – inżynier chemik i wnuk Diega Rivery, meksykańskiego malarza, muralisty
oraz męża Fridy Kahlo. W 2004 r. razem ze swoim bratem i mamą, Guadalupe
Riverą, założyli Fundację Diego Rivera, która ma wspomagać projekty młodych
muralistów.
Wywiad ukazał się na: outride.rs
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz