wtorek, 17 lipca 2018

Diego Rivera: Sztuka bez polityki jest idiotyczna

W Polsce Diego Rivera jest znany głównie jako mąż meksykańskiej malarki Fridy Kahlo. „Słoń i gołębica” – mówiono na salonach o parze artystów. Tymczasem to ona żyła w cieniu sławnego muralisty, którego dzieła można podziwiać zarówno w Pałacu Narodowym w mieście Meksyk, jak i w Muzeum Sztuki w Detroit. Elena Poniatowska, meksykańska dziennikarka polskiego pochodzenia, na spotkanie z nim pojechała z mamą, bo cieszył się opinią kobieciarza. Jak przyznała, miał w sobie tyle uroku, że dziennikarze lgnęli do niego jak pszczoły do miodu. Zarazem był impulsywny. „Dziadek nie znosił krytyki i dlatego zerwał przyjaźń z Pablem Picassem” – wspomina Juan Pablo Gómez Morín Rivera, jego wnuk.


Honorata Zapaśnik: Czy jako dziecko zdawał pan sobie sprawę z tego, że Diego Rivera jest znanym muralistą?

Juan Pablo Gómez Morín Rivera: Nie wiedziałem, że był aż tak sławny. Dopiero gdy dorosłem, lepiej poznałem osiągnięcia swojego dziadka. Dzisiaj jest on jednym z najsławniejszych Meksykanów. Wielu ludzi przyjeżdża do Meksyku, aby poznać jego twórczość. A jeśli połączymy to z faktem, że był mężem Fridy Kahlo…

Frida Kahlo, meksykańska malarka, była trzecią żoną pana dziadka. Pamięta ją pan?

Niezbyt dobrze. Widziałem ją kilka razy w Niebieskim Domu w Coyoacán, gdzie razem mieszkali, ale była już chora i poruszała się na wózku inwalidzkim. Byłem u nich w domu w dniu, w którym umarła, dziadek był wtedy bardzo przygnębiony. Potem zabrano trumnę z jej ciałem do Pałacu Sztuk Pięknych, aby w ten sposób oddać jej hołd.
Dziadkowi trudno było się pogodzić z odejściem Fridy. Jeszcze przez jakiś czas mieszkał tam, a potem przeprowadził się do San Ángel i przekazał dawny dom miastu, żeby mogło utworzyć w nim muzeum. Teraz jest tam Dom Muzeum Fridy Kahlo i Diega Rivery.


To miejsce zostało również przedstawione w filmie Frida z Salmą Hayek w roli tytułowej.

Tak, on zamieszkał w czerwonym domu, a ja z mamą w niebieskim. Oba są ze sobą połączone mostem. Nasz należał wcześniej do Fridy, ale moja mama go od niej odkupiła w latach 50. Tutaj Diego spędził ostatnie półtora roku swojego życia. Nie widywałem go codziennie, bo był bardzo zajęty.

Czym był zajęty?

Spędzał czas w swojej pracowni. Nie oglądał telewizji, mało słuchał radia, zawsze malował: 10–13 godzin dziennie. Rzadko odpoczywał. Raz pojechaliśmy z nim do Acapulco, a dziadek tak jak zawsze miał w ręku notatnik, w którym narysował plażę, morze, rybaków i zachód słońca. W ten sposób powstało kilka akwareli. Pracował nawet wtedy, kiedy był bardzo chory. Dopiero parę dni przed śmiercią odłożył pędzel. Było to niedługo po tym, jak odwiedził Polskę.

Ach tak?

W 1957 r., kiedy już wiedział, że choruje na raka, poleciał do Związku Radzieckiego ze swoją ostatnią żoną i agentką Emmą Hurtado. Został też zaproszony do Czechosłowacji i Polski. Do Warszawy zabrał swój mural Chwalebne zwycięstwo.
Na tym muralu widać Gwatemalczyków zmasakrowanych w czasie wojny domowej. Zwycięstwo jego zdaniem odniósł Eisenhower, prezydent Stanów Zjednoczonych, którego twarz pojawia się na bombie. Diego chciał w ten sposób powiedzieć, że według niego był on tyranem, bo zaatakował Amerykę Łacińską. Tylko przypomnę, że Eisenhower wsparł zorganizowanie zamachu stanu w Gwatemali, który miał obalić wybranego w demokratycznych wyborach prezydenta i pomóc w przejęciu władzy przez ludzi przychylnych Ameryce i jej interesom gospodarczym. Ten mural wrócił potem do Rosji i zaginął. Odnaleziono go w 2007 r. w Muzeum Sztuk Pięknych im. Puszkina w Moskwie.

Pana dziadek był przeciwny polityce Stanów Zjednoczonych, ale jednocześnie przyjmował zlecenia od Amerykanów.

Tak, pracował nad muralami w Stanach Zjednoczonych. Czy znasz mural, który znajduje się w Muzeum Sztuki w Detroit? Jest to seria 27 paneli, które namalował na początku lat 30. na zamówienie syna Henry’ego Forda. Przedstawiają one przemysł w Detroit. Miałem okazję je zobaczyć jakieś 17 lat temu.

Czytałam, że ta wystawa przedstawiająca robotników przy pracy wzbudziła spore kontrowersje w Stanach. Jednak nie takie jak mural, który Diego Rivera namalował w Rockefeller Center w Nowym Jorku. Na jednym z wizerunków było widać podobiznę Lenina i Rockefeller kazał go zniszczyć.

Za życia dziadka były dwa imperia – Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. Diego urodził się w 1886 r., a umarł w 1957, w czasach świetności krajów socjalistycznych, i był przekonany do tego systemu. Kilka miesięcy wcześniej Rosja wysłała w kosmos Sputnika, pierwszego sztucznego satelitę Ziemi. Dziadek był bardzo dumny z tego osiągnięcia. Właśnie dzięki niemu cała rodzina wiedziała, co się dzieje za żelazną kurtyną.

A dlaczego pana dziadek był tak bardzo zainteresowany polityką?

Często powtarzał: „Sztuka bez polityki jest idiotyczna”. Należy zrozumieć, że Diego zaczął tworzyć w czasach, kiedy w Meksyku panował reżim. Prezydentem przez ponad 30 lat był dyktator Porfirio Diaz. W kraju panował spokój, ale wielu ludzi było biednych i mieszkańcy chcieli lepszego życia. Dlatego w 1910 r. doszło do wybuchu rewolucji meksykańskiej. Mój dziadek zdążył zostać dostrzeżony i dwa lata przed tymi wydarzeniami dostał stypendium na naukę malarstwa w Europie. Tam spędził następnych kilkanaście lat. Najpierw był w Hiszpanii, a potem we Francji. W Paryżu zapoznał się z ideami ruchu socjalistycznego. W tym czasie mieszkał tam też Lenin i Diego nawet miał okazję go poznać na jednym ze spotkań. Później bardzo zainteresował się rewolucją październikową w Rosji.

To był też czas, kiedy w Paryżu tworzyło wielu świetnych malarzy…

Tak, dziadek podziwiał postimpresjonistę Paula Cézanne, a później poznał Picassa i odkrył kubizm. Jego przyjaciółmi byli też Amedeo Modigliani i Joaquín Sorolla. Wszyscy oni mieli wpływ na jego twórczość.
Niestety z Picassem się pokłócili. Na jednej z wystaw Pablo zaatakował twórczość mojego dziadka i jego zdaniem zrobił to z zazdrości. Nie spodobało mu się, że Diego namalował obraz kubistyczny, ulegając wpływom latynoskim. Pablo powiedział mu, że jest za bardzo kolorowy. Dziadek się bronił: „Maluję tak, jak mi się podoba”. Nie był tolerancyjny, jeśli ktoś nie myślał tak jak on i go krytykował.
Jak wiesz, ja mam na drugie imię Pablo. Moja mama mówiła, że kiedy się urodziłem, wybrała dla mnie imię po swoim dziadku. Poza tym to imię jej się podobało. Diego pewnego dnia zapytał z wyrzutem: „Dlaczego nazwałaś go Pablo? Żeby zrobić mi na złość?”.

Urocze.

Moja mama, podobnie jak dziadek, od dziecka miała bardzo silny charakter i cały czas buntowała się przeciwko Diegowi, bo próbował narzucić jej swoje zdanie.

Kto odkrył talent pana dziadka?

Jego tata. On jako pierwszy podarował Diegowi ołówki i papier. Do tej pory zachował się portret mamy mojego dziadka, który ten narysował, gdy miał osiem lat. Całkiem dobry.
Kiedyś pojechaliśmy z Diegiem pociągiem do Guanajuato, gdzie się urodził. Oprowadził nas po swoim dawnym domu, który wtedy był opuszczony. Dopiero później rząd go odkupił i przerobił na muzeum. Dziadek opowiedział nam, że mieszkał tam z rodzicami, jego brat bliźniak zmarł, a gdy mama zachorowała, był karmiony przez mamkę – Indiankę.



Guanajuato jest pięknym kolonialnym miastem. Co skłoniło rodzinę Diega do przeprowadzki?

Mój pradziadek był liberałem, masonem, nie zgadzał się z ideami kościoła Katolickiego i nauczył mojego dziadka być krytycznym wobec kleru. Jego tata miał z tego powodu sporo problemów i był zmuszony do wyprowadzki z Guanajuato. W wieku 10 lat Diego dostał się do Akademii św. Karola (Academia de San Carlos) w mieście Meksyk, gdzie zaczął się uczyć malarstwa.

W którym momencie Diego Rivera zaczął zdobywać sławę?

Kiedy mieszkał jeszcze w Europie, wysyłał swoje obrazy do Meksyku i tutaj zorganizował swoją wystawę. Potem wrócił do ojczyzny już jako znany w Europie malarz. José Vasconcelos, minister edukacji, uznał, że murale pomogą w wyedukowaniu społeczeństwa meksykańskiego. W tamtych czasach wielu ludzi nie umiało pisać ani czytać, a patrząc na malunki, mogli się z nich czegoś dowiedzieć o historii i kulturze Meksyku. Diego oraz inni artyści zaczęli pracować nad muralami w budynkach rządowych. Wtedy stał się jeszcze bardziej znany.

Często uwieczniał na swoich obrazach rodzinę.

Jest jeden mural, Sen niedzielnego popołudnia w Alameda Central, który znajduje się w muzeum na starym mieście. W jego centrum widać Fridę, a w prawym rogu znajdują się dwie kobiety. Jedna z nich trzyma w rękach dziecko. To ja z moją mamą.

Widział pan dziadka przy pracy?

Dziadek denerwował się, kiedy z kuzynami zaglądaliśmy do jego pracowni, bo wolał malować w samotności. Miał tam niektóre z niedokończonych obrazów oraz zakupione figurki z kamienia i ceramikę. Pamiętam, że jego ulubioną figurką był wojownik aztecki, któremu włożył do rąk ozdobę – maleńką strzelbę. Nie wolno mi było go dotykać.

W Niebieskim Domu, w którym mieszkali z Fridą, do tej pory można zobaczyć sporo figurek z okresu prekolumbijskiego.

Tak, po rewolucji meksykańskiej rząd zaczął się interesować znaleziskami archeologicznymi, które w Meksyku można liczyć w milionach. Meksykanie też nagle zauważyli, że jesteśmy częścią bardzo starej kultury. Dziadek chciał ocalić pamięć po tym, co było, więc zaczął kolekcjonować starocie.
W tym czasie był mężem mojej babci, Lupe Marin. Ona mi kiedyś powiedziała: „Nie mieliśmy pieniędzy. I grosze, które Diego zarabiał jako malarz, wydawał nie na kobiety i wino, ale na swoją kolekcję archeologiczną”. Pewnego dnia wrócił do domu i powiedział: „Chcę jeść”. Moja babcia postawiła przed nim garnek, a w środku była potłuczona figurka. „Tylko to mamy do jedzenia” – powiedziała.

W jaki sposób się poznali?

Dziadek poprosił, żeby moja babcia została jego modelką, bo była bardzo atrakcyjną kobietą. Wysoka, o jasnej cerze, z zielonymi oczami. Potem się pobrali i żyli razem przez jakiś czas. Właśnie dzięki niej odkrył meksykańską wieś i jej mieszkańców. W mieście Meksyk żyło się zupełnie inaczej niż na prowincji. Poza tym to nie był ten sam kraj co przed rewolucją. To, co zobaczył, całkowicie go pochłonęło. Na swoich freskach zaczął malować prostych mieszkańców Meksyku oraz upamiętniać historię kraju.
Kiedy dziadek wybierał się w jedną z podróży do Związku Radzieckiego, babcia nie chciała z nim pojechać i w tym momencie zaczęła się ich separacja. Można powiedzieć, że nawet kiedy już nie byli razem, to nadal mieli dobry kontakt. Gdy Diego poślubił Fridę, zamieszkali nad domem mojej babci, która też zdążyła ponownie wyjść za mąż. Frida była dobrą koleżanką mojej babci i bardzo kochała córki jej i Diega. Moja mama nawet przez pewien czas mieszkała z Fridą. Bardzo dobrze ją wspomina, lubiła się z nią bawić.

A pana dziadek lubił się bawić z panem i pana kuzynami?

Nie, on miał artystyczną duszę i za bardzo nie okazywał nam uczuć. Natomiast dorośli uwielbiali z nim rozmawiać. Dziadek był ekstrawertykiem, dużo i barwnie opowiadał. Jednocześnie był krytyczny, jeśli chodzi o sytuację społeczną i polityczną w kraju.

W jaki sposób wyobrażał sobie przyszłość Meksyku?

Chciał, żeby kraj był bardziej rozwinięty w porównaniu z tym, jaki był wtedy i jest teraz. Uważał, że należy większą wagę przyłożyć do edukacji. Zawsze twierdził, że Meksykanie powinni być bardziej świadomi i wykształceni.



Diego Rivera był dumny z bycia Meksykaninem?

Bardzo dumny. Mówił o tym oraz żył jak Meksykanin, chociaż tak naprawdę jego rodzina pochodziła z Europy. Był biały, właściwie nie miał w sobie indiańskiej krwi, bo pradziadek ze strony taty uciekł z Hiszpanii na początku 1800 r.
Diego nie ukrywał swojej miłości do Meksyku, 70. urodziny obchodził w Muzeum Anahuacalli, w którym zgromadził całą swoją kolekcję archeologiczną złożoną z 50 tys. prekolumbijskich przedmiotów. Tego dnia zorganizował tam popularną imprezę meksykańską z pulque i mariachi. Razem z nim bawili się najwięksi meksykańscy artyści. Uwielbiał takie proste imprezy.
Czasem w weekendy jeździliśmy z nim do stanu Morelos, gdzie w jednej małej miejscowości miał typowy meksykański dom z basenem. Jak na Meksykanina przystało, jadł tam pokrojone na kawałki chili z cebulą. Bez żadnych dodatków. Ależ to było pikantne! Pamiętam, że cieszył się, gdy zakładałem dżinsowe ubranie, chociaż w tamtych czasach ubierali się tak tylko robotnicy. Sam najczęściej malował w marynarce, ale czasem też wkładał dżinsy. Mogę więc powiedzieć, że był wizjonerem.

Juan Pablo Gómez Morín Rivera – inżynier chemik i wnuk Diega Rivery, meksykańskiego malarza, muralisty oraz męża Fridy Kahlo. W 2004 r. razem ze swoim bratem i mamą, Guadalupe Riverą, założyli Fundację Diego Rivera, która ma wspomagać projekty młodych muralistów.


Wywiad ukazał się na: outride.rs

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz